piątek, 17 maja 2013

Welcome in my stupid twisted world - part 1

Blood Red Shoes - Take the weight
Oto właśnie świat ujrzy moja kolejna randomowa myśl. Mam coś takiego, że najmądrzejsze i najbardziej pomysłowe rzeczy (chociaż nadal dalekie od ogólnouznawanej kreatywności) przychodzą mi do głowy podczas wykonywania najbardziej pasjonujących czynności. Pewnie dzieje się tak dlatego, że mój mózg, wiecznie nakręcony jakimś tumblrem, instagramem, filmem, muzyką lub książką, w momencie, w którym ma np. wieszać pranie, bądź też zmywać naczynia, zwyczajnie nie wie co ma ze sobą zrobić. Ileż ja już wewnętrznych monologów przeprowadziłam zmywając gary. Oczywiście adekwatnie do tego wena też przychodzi w najbardziej epickim momencie, czyli dokładnie wtedy, gdy nie mam czasu mam 24601 rzeczy do zrobienia, albo w łóżku, przed zaśnięciem, czyli rano mało co z tego zostaje w mojej głowie. Wykorzystując fakt, iż dzisiaj mamy piękny pionteczq, a godzina pozwala mi jeszcze na naciskanie klawiszy klawiatury postanowiłam usiąść i pisać, aż mój myslotok nie ustanie. Podejrzewam, że bardzo często będę używała tego bloga do takich rzeczy, bo zawsze jak mój mózg podłapie jakaś myśl, to drąży ją w nieskończoność. Zawsze mam ochotę się tym z kimś podzielić i dręczy mnie cały czas to, że  zaraz wszystko zapomnę i wyjdzie jak zawsze. A na blogasku, proszę bardzo wszystko spisane, nikt raczej tego nie przeczyta, ale przynajmniej nic mi nie umknie, a kto wie może w przyszłości coś konkretnego z tego wyniknie.
Tak czy siak trzeba coś zrobić z jedyną rzeczą, która Ci jako tako wychodzi, czyli gadaniem bez końca.
Przepraszam za wszystkie słowotwórstwa, chaos itp.
I don't give a fuck.

wtorek, 7 maja 2013

Ręcę załamuję

Post ten chciałabym poświecić pewnej rzeczy, która nas bez przerwy prześladuje i denerwuje pewnie niejedną osobę. Nierzadko mam okazję usłyszeć, że "w sklepach, to w ogóle nic znaleźć nie można, bo wszystko albo na wieszaki, albo na grubasy", z większą częstotliwością pojawiania się jednak ubrań dla tych pierwszych. Sama mam figurę dziwną z punktu widzenia chińskiej fabryki szyjącej ubrania dla wielu sieciówek (chińska jest określeniem dosyć ogólnym, gdyż fabryki znajdują się też w dużej części w innych krajach, co nie zmienia bynajmniej poziomu ich jakości), a jednak dosc klasyczną, jeśli rozejrzymy się na ulicy, ale jednak wbrew pozorom znajduję ubrania na siebie i uważam że ta kwestia się nieco w ostatnich latach poprawiła (być może tylko mi się tak wydaje), pewnie dlatego, że coraz więcej u nas sklepów, a co za tym idzie większy wybór (chociaż asortyment jednego sklepu bardzo często uderzająco przypomina drugiego, ale to naprawdę temat na oddzielną dyskusję), więc jak w jednym sklepie spodnie nie chcę przez moje tłuste uda przejść, to poczłapię do następnego i być może znajdę podobne. Rzeczą irytującą mnie natomiast jest ich coraz bardziej pogarszająca się jakość i nad tym będę dzisiaj ronić łzy. Bo czy naprawdę tak trudne i nieopłacalne jest wytworzenie czegoś ładnego, może niekoniecznie taniego (ale też niedrogiego), co nie będzie przypominało zużytej podpaski po paru praniach?
Guzik mi odpadł
Rzeczą, którą z pewnością uplasowałabym bardzo wysoko na liście są guziki. Nie wiem czy jestem jedyna, ale nie powiem ile razy musiałam je na nowo przyszywać. Niby żaden problem, niby to tylko guzik, przecież nie zostawia dziury i przyszywa się go szybko, ale kiedy odpadają ci guziki od wszystkich płaszczy, od wszystkich swetrów i od całej reszty guzikowej roboty, to zaczyna być bardzo irytujące. To wygląda trochę tak, jakbyśmy za pieniądze niemałe kupowali ubranie w stanie instant, czyli kup sobie na próbę, najpierw zrobi nam się gdzieś dziura, potem poodpadają guziki, odpruje się kołnierzyk, zepsuje zamek, jeśli Ci się podoba to pozszywaj wszystko na nowo, wstaw inny zamek przyszyj guziki, a jak Ci się nie chce, to kup sobie coś nowego, najlepiej u nas i nie narzekaj. Wracając do guzików, co ciekawe, najczęściej odpadają te od swetrów, które prawie nigdy nie są zapięte.
Nowy wymiar czerni
Rzecz irytująca chyba milion razy bardziej niż guziki. Jeśli szukając powiedzmy, czarnych spodni weźmiemy pod uwagę kryterium "wykonane z materiału, który nie jest magnesem na kurz itp", nasz zakres poszukiwań zmniejszyłby się parokrotnie. Miałam taką sytuację w zeszłym roku, gdy szukałam właśnie spodni, bo chodzę w nich często i potrzebowałam już nowej pary. W końcu, znalazłam całkiem tanie i nieobłażące, ale zanim to się stało, dużo się naszukałam. To jest coś okropnego, dotyczy nie tylko wspomnianych spodni, ale także wszelkiego rodzaju płaszczy, marynarek, sukienek, koszul, właściwie wszystkiego. Wchodzisz do sklepu i wszystko już wygląda jakby ktoś tego używał do depilacji, a teraz wyobraźcie sobie, jak ktos ma kotka, który jest bardzo futrzasty i wszędzie pozostawia po sobie ślad i w dodatku wszędzie znajduje swoje własne włosy - witajcie w mojej rzeczywistości.
Po praniu
Jak już wcześniej wspomniałam, różne formy ubranie przyjmuje po swoim "pierwszym razie". Do różnych rzeczy można je porównywać, tak czy siak wygląda po praniu zazwyczaj nieciekawie, niechlujnie i najbardziej nadaje się na szmatę, niż na coś w czym można wyjść na ulicę. Zazwyczaj winą jest producent, bo aby z jakiejs ilosci materiału, zrobić go więcej, szyje się ubrania na gorąco i efekt się utrzymuje AŻ no własnie AŻ do pierwszego prania. Oczywiście, czasami winnie jestesmy my, bądź tez pralka, płyn...
To jak na razie wszystkie najgorsze grzechy, które sobie teraz przypominam. Mam nadzieję, że mój pierwszy wpis się komuś spodobał, lub chociaż ktoś go przeczytał. Proszę o komentarze :)